piątek, 10 lipca 2009

Kocioł

(uwaga edytorska: to druga część poniższego wpisu, nie chciałem tego dzielić, to wszystko przez ograniczenia w liczbie znaków;))

Idę w środku, Paweł jest już od kilku minut na przełęczy. Jednak nie widzę po nim euforii. Za chwilę dowiaduję się dlaczego: od doliny oddziela nas wysoka skalna grań. Absolutnie nie do przejścia. Na pewno nie jesteśmy więc na przełęczy w którą celowaliśmy. Dochodzi 18, za późno na odwrót. Pozostaje więc spenetrować miejsce w które trafiliśmy: nie widać go w całości, bo grań mocno wykręca. Nie wykluczone, że jest tu gdzieś łagodna przełęcz.

Przechodzimy kolejne metry, a grań przybliża się do górującego nad nami szczytu. W końcu oba plany łączą się. Jesteśmy zamknięci w gigantycznym kotle położonym na 3 tys. metrów, oddzielonym od drugiej strony doliny stumetrowymi niedostępnymi skalnymi ścianami.

Po chwili zastanowienia przychodzi jednak refleksja, że trafiliśmy w całkiem fajne miejsce: wody tu pod dostatkiem, można rozbić namiot na jednym z lodowych jęzorów, a dodatkowo ta strona zbocza górującego nad nami szczytu wygląda łagodnie - w sam raz na wycieczkę nazajutrz na lekko.

Tak też robimy, widok na Demarkazik z sąsiedniego wierzchołka jest pierwszorzędny. Dzięki szerokiej panoramie mozemy ustalić, że znajdujemy się na sąsiedniej przełęczy do planowanej - do dziś nie wiemy czemu tamta była easy. Może znowu bariera językowa zniekształciła przekaz.

W nocy trochę ciągnie od podłoża, brak zimowych śpiworów zmusza do spania we wszystkich ubraniach, ale nie takie rzeczy się robiło na kursie przewodnickim;) Na śniadanie wciągamy liofilizat o nazwie "mięsny kociołek", która pięknie współgra z miejscem w którym się znajdujemy. I z powrotem na dół - zmęczeni, ale w pierwszorzędnych nastrojach.

Dzisiaj schodzimy do cywilizacji, a jutro w samo południe spotykamy się w Adanie z Mają i Jankiem, którzy już od kilkunastu godzin znajdują się w Stambule. Stamtąd dalszy ciąg naszych bliskowschodnich planów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz